Portal Interia.pl przeprowadził ciekawe badania dotyczące zachowań Polaków w serwisach  społecznościowych. Wynika z nich m.in, że nie potrafimy odmawiać zaproszeniom do grona znajomych, ponieważ nie chcemy kogoś urazić lub nie znajdujemy powodu by odrzucić zaproszenie.

Do tej pory wydawało mi się, że przyczyna tego zjawiska jest trochę inna – przyjmujemy tego rodzaju zaproszenia, bo czujemy się dowartościowani faktem, że ktoś nas zaprasza. Akceptujemy zaproszenie pana Władysława, nawet jeśli jedyne co nas z nim łączny to fakt, że trochę przypomina z wyglądu naszego kolegę z liceum, albo że pochodzi z miasta, w którym urodziła się nasza babcia. Często zresztą okazuje się, że pan Władysław nie zawarł z nami tej internetowej znajomości bezinteresownie –  zaraz po potwierdzeniu przez nas rzekomego koleżeństwa poleca nam produkt, usługę lub prosi byśmy potwierdzili, że lubimy jego bloga, choć przecież nigdy nie przeczytaliśmy na nim nawet  pół wpisu.

Informacja, że przyjmujemy do grona znajomych wszystkich którzy nas o to poproszą przypomniała mi, że problem z asertywnością mamy nie tylko w serwisach społecznościowych. Dotyczy on również kontaktów bardziej bezpośrednich, wykorzystujących tradycyjne narzędzia komunikacji, takie jak e-mail (wszak  maile można już w dzisiejszych czasach uznać za kanał tradycyjny) czy telefon.

Otóż – również w takich przypadkach – często nie umiemy odmawiać. Nie potrafimy napisać, że dziękujemy za propozycję ale nie jesteśmy nią zainteresowani . Wolimy po prostu nie odpisać na wiadomość, każąc domyślać się zainteresowanemu co nasze milczenie oznacza.  Wyższym stadium jest zaś udawanie pozytywnej reakcji – zapewniamy, że jesteśmy zainteresowani, że oczywiście bardzo chętnie, po czym, gdy przychodzi do konkretów, nie podejmujemy tematu i zapadamy się pod ziemię. Podobno są nawet tacy, którzy w tej postawie idą tak daleko, że potrafią z kimś umówić się na spotkanie, a następnie na nim się nie pojawić.  Pomyśleć, że cały ten teatr można by zastąpić jednym zdaniem w stylu „Nie, dziękuję”.

Każdy z nas ma swoje wady i słabości. Każdy zachowa się kiedyś głupio. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy  opisane metody postępowania  stają się udziałem osób, które podpisują się na wizytówkach „specjalista ds. komunikacji” , czy „specjalista ds. public relations”.  Osób, które odpowiadają za kształtowanie wizerunku swojej organizacji. Nie trzeba chyba w tym miejscu tłumaczyć jak opisana wcześniej postawa przekłada się na postrzeganie firmy przez jej zewnętrzne otoczenie i tego że cechy i zachowanie jednostek przypisujemy automatycznie całej firmie.

Warto czasem odpisać „Nie, dziękuję” lub odpowiedzieć na nawet najbardziej niemądre z naszego punktu widzenia pytanie.